Może ktokolwiek
jeszcze pamięta tę burgundową lumpeksową marynarkę, która pojawiła się w poście
z 2013 roku (Red wine, please!)? Wtedy
była nieco dłuższa, ale po jakimś czasie postanowiłam ją odświeżyć podcinając
kilka centymetrów. I oto pojawia się na blogu w swojej kolejnej odsłonie w myśl
kultowej zasady "stara, ale jara" oraz mojej własnej "taka ładna,
a taaaaaka tania". Warto wspomnieć też o spodniach w drobną krateczkę,
gdyż kupiłam je podczas zimowych przecen w Mango,
gdzie ostatnimi czasy podoba mi się coraz więcej rzeczy i, co za tym idzie, mój
chłopak musi być coraz bardziej stanowczy w odciąganiu mnie siłą sprzed
szykownych witryn tego właśnie sklepu.
W takim wydaniu
wybrałam się do Warszawy, aby po raz pierwszy (przysięgam, że nie wiem jak do
tego doszło) odwiedzić stolicę. Niemalże słyszę głos dziadka: "cudze
chwalicie...", ale lepiej późno niż
wcale, Warszawa zaliczona. Muszę przyznać, że po całkiem sporej ilośći mało
pochlebnych opinii o tym mieście spodziewałam się szarej kupy wysokich
budynków, niczego szczególnego. Okazało się jednak, że stolica nie taka zła jak
mawiają: kilka ładnych parków, śliczna starówka, sympatyczne knajpki, migające
w nocy wieżowce - zdecydowanie ma swój urok. Być może problem w tym, że o
opinie zazwyczaj pytałam sympatyków Krakowa, którzy należą do zdecydowanej
opozycji w bitwie o "najlepsze miasto w Polsce" i na pewno nie są
obiektywni.
Zdjęcia poniżej
zostawiam Waszej ocenie;).
***
Maybe some of you remember the burgundy second hand blazer
that appeared in one post from 2013 (Redwine, please!)? Back then it was a bit longer, but some time ago I decided
to cut a few centimeters. And here it comes again in its new version, according
to the cult rule "old but good" and my very own "so pretty and
sooo cheap". It is worth mentioning the tartan pants because I've bought
them during the winter sales in Mango
which I recently find more and more alluring and, as a consequence, my
boyfriend has had to become respectively more and more firm in dragging me out
of the store windows.
Wearing this outfit I went to Warsaw to see for the first
time (I swear I have no idea how it has actually happened) our capital. I
almost hear my grandpa's voice: "the grass is always greener…", but
better late than never, Warsaw – checked off! I have to admit that after
hearing quite a lot not very flattering opinions about the city I expected a
bunch of grey buildings and streets, nothing particular. But it turned out that
the capital was not that bad: a couple of beautiful parks, lovely old town,
nice brasseries, shining at night skyscrapers – definitely there is a certain
charm. Perhaps my attitude was that skeptical because I was asking for the
opinion only Cracow-lovers who definitely belong to the opposite camp in
"Which Polish city is the best place ever?" battle and as an obvious
result are not objective!;)
Enjoy the whole lot of pics and judge by yourself!